Moją Mamę zaczął nękać dziwny ból. Ni to woreczek żółciowy (z którym co jakiś czas ma mały problem) ni to kręgosłup czy mięśnie przy nim. Poszła do lekarza. Lekarka stwierdziła, że to problem z nerwem piersiowym. Tak jak doskwiera ten od rwy kulszowej tak i te piersiowe. Zleciła morfologię, rentgen kręgosłupa celem ustalenia czy Mama ma może zwyrodnienia i usg jamy brzusznej (badanie w sierpniu). Leków żadnych nie przepisała. Mama może brać pyralginę i smarować voltarenem. A kolejna wizyta z wynikami morfologii i rentgena we wtorek. Niestety od wczoraj jest zdecydowanie gorzej. Boli coraz więcej ciała i cały czas. Na pogotowie Mama nie chce, a z drugiej strony mówi, że już nie może wytrzymać bo ból jest tak nietypowy, że nie pozwala ani siedzieć ani leżeć więc nawet nie śpi.
Jutro mamy spotkanie formacyjne przed sobotnią komunią. Do tego jesteśmy zaproszeni na komunię siostrzeńca mojego Męża. Od poniedziałku te wszystkie próby itd.
A ja nawet nie mam ochoty wyjść z domu. Nie dość, że praca mnie dołuje to teraz ta sytuacja z Mamą sprawia, że stres wywindował. Moje tabsy na dobre samopoczucie nie dają teraz rady bo mam już problem z powstrzymaniem łez.
W końcu Mama stwierdziła, że nie da rady. Zadzwoniliśmy po karetkę. Obadali. Stwierdzili, że to faktycznie od kręgosłupa będzie. Dali tramal i kazali kupić ketonal.