Wracam z pracy. Wchodzę na górę, a na przedostatnim stopniu widzę zaschnięte kółko od mokrego kubka. Trochę dziwne miejsce na odstawianie kubka, ale to przecież mój Mąż, który różne rzeczy w nietypowych miejscach potrafi zostawiać. Wkurzam się, bo raptem wczoraj myłam podłogi. Po jakimś czasie pytam Męża dlaczego postawił kubek na przedostatnim schodku. Odpowiedź okazała się logiczna… logicznie pokrętna… Wchodząc na górę rozlał kawę i odstawił kubek żeby wytrzeć plamę (od lat marudzę o te „niezauważenie” rozlane plamy). Zachciało mi się śmiać.
Kategoria: małżeński high life
Nic śmiesznego
Sobotę rozpoczął męski foch.
Z związku czym pomyślałam, że to będzie trudny weekend. Nie tego chciałam po marcowym przemęczeniu zawodowym.
Potem potrzebował drugiego kierowcy (znaczy mnie). Później wykręcił się od pomocy w cotygodniowych zakupach. Teraz jest na żużlu… więc cisza i spokój, która mi pasuje.
xxx
Potrzebuję wiosny. Wiosny i motyli*

*ale to już chyba nie do końca w tej konfiguracji (przypis redakcji)
Z mężem na zakupach
Mój Mąż uwielbia się targować. Targuje się niemal wszędzie, od targowisk wakacyjnych po sklepy różnej maści. W czasie skanowania 5 pudełek chusteczek stwierdził, że pani kasjerka mogła by już naliczyć mi cenę hurtową 😉 Wczoraj najpierw pytał o zniżki i rabaty wszelakie, a gdy wróciliśmy po rekonesansie ofertowym i cenowym w innych sklepach rozmowa tak się potoczyła, że nagle wypalił: to kuzynka właściciela sieci… A ja to taka, że targowanie jest mi całkowicie obce więc za każdym razem czuję zażenowanie.
Słucham cię…
Wyprowadź dziś psa bo bolą mnie mięśnie i kiepsko się czuję, wezmę leki i się położę. Powiedziałam do męża. Przytaknął i pogonił Juniorkę do spania. Pomogłam jej się ogarnąć i gdy siedziałam przy niej kiedy usypiała wszedł mój Mąż i oznajmił: ja z nią posiedzę, a ty idź z psem. Ale jak to, przecież nie tak się umawialiśmy! No ale ja już się wykąpałem i dopiero wtedy mi się pomyślało… KURTYNA
Gorzko
Nie ma to jak dobre słowo i pomocna dłoń ze strony WSPÓŁmałżonka.
I się humor przed weekendem zawinął.
Autonomia w związku
Nie jestem zwolennikiem kurczowego trzymania się razem na każdym kroku. Każdy ma inne potrzeby, hobby, inną energię i nie powinno się tego tłamsić. Dlatego mój Mąż sam wybrał się dwukrotnie na Rysy, ogarnia różne imprezy charytatywne z morsami, jeździ z motocyklistami (gdy ja nie mogę), a w zeszłym roku znalazł sobie kolejne hobby, które zabiera sporo czasu i jak dotąd pieniędzy też. Ale w tym tygodniu ostro mnie zdenerwował swoim wyjazdem na narty z moim kuzynem. Ignorując zeszłotygodniowe problemy z nadciśnieniem i ilość zachorowań na koronę w Zakopcu… Pojechał, bo już dwa sezony nie był! Bo musi zaszaleć na Harendzie, powygłupiać się na Szymoszkowej, a na Witowie popróbówać snowboardu. Dziś są jego 47 urodziny i nie spędzamy ich razem. I jak tak sobie prześledzę to wszystko to dochodzę do wniosku, że to kryzys wieku średniego.
A ja dziś zaliczyłam przygodę… Pojechałam z Juniorką na zakupy, Babcia została w domu (całe szczęście, bo inaczej byśmy przechowania po rodzinie szukały). Gdy wyjeżdżałam brama bez problemu się otworzyła i zamknęła, śniegu jest mało więc kółka i szyna, po której się przesuwa nie są zapchane. A jak wróciłam to ruszyła na 10 cm i się zatrzymała. Próbowałyśmy otwierać innym pilotem w nadziei, że w moim rozładowała się bateria. Chciałyśmy otworzyć skrzynkę sterowniczą i odłączyć zasilanie, ale Babci nie udało się otworzyć skrzynki. Nożem wygrzebałyśmy te niewielkie ilości śniegu, które były na szynie. I nic. Nie wygląda też by brama spadła z szyny. Samochód zostawiłam na podjeździe. Babcia otworzyła drzwi przez budynki gospodarcze żebyśmy mogły wejść na podwórko i do domu. Uf. Ale gdyby Małżu był w domu to by zaistniałą sytuację rozwiązał lepiej niż my…
Rodzina na zakupach
Całą rodziną na zakupy praktycznie nie chodzimy. Ale czasami trzeba, np. buty czy kurtkę dziecku przymierzyć i wtedy ruszamy na podbój galerii 😉 Co prawda galerioza nam nie grozi (z Juniorką już może być różnie, bo Ona zawsze galerią zachwycona i pewnie mogłaby tak od sklepu do sklepu 😉 ) bo odwiedziliśmy 3 sklepy w tym Decathlon 😉 Mężu i Juniorka obkupili się całkiem nieźle. A ja… ja doszłam do wniosku, że nic nie potrzebuję. Mężu w szoku 😉 gdy wychodziliśmy z jednego sklepu (w którym kupił sobie 4 T-shirty) patrzy na mnie i pyta: „a ty nic nie masz? naprawdę? może jednak coś ci kupię?”. Nie, nie trzeba. Mężu to nie wie, bo nie kojarzy ubrań które mam, że w czerwcu kupiłam kilka bluzek, spódniczkę i ostatnio trzy sukienki 😉

Dobrana para
Jak co roku, to już norma 😉 zapomnieliśmy o wczorajszej rocznicy pierwszego ślubu 😉 A jeszcze w niedzielę rozmawialiśmy na ten temat przy okazji szukania wymówki by nie iść na ślub, na którym podejrzewam, że obostrzenia będą tylko fikcją.
M: ale 19 to nasza rocznica jest
Ja: ale nie w czerwcu. W czerwcu 16, a 19 to w maju
M: no tak
Czyli wszystko wiemy. A jak przychodzi co do czego to oboje nic nie wiemy 😉 A dlaczego dziś mi się przypomniało? Otóż, Facebook podrzucił wspomnienie, zdjęcie na którym był widok na Tatry z Gubałówki… chwilę się zastanowiłam i mnie olśniło, że to był taki przedłużony weekend z połączeniem interesów Męża ze świętowaniem pierwszej rocznicy. Uśmiałam się setnie na ten przebłysk geniuszu 😉 przecież jestem kobietą i o TAKICH datach powinnam pamiętać i obrażać się na Męża za niepamiętanie 😉 Ale jak widać u nas działa to zupełnie inaczej 😉 i to całkiem OK 😀

Odcedzić niepotrzebne
Wczorajsze ogłoszenie Salmiaki przywiodło mi na myśl, że chciałabym mieć coś takiego, co nazwałabym durszlakiem słów, myśli i emocji. Nie minęło dużo czasu, a oddałabym dużo za możliwość posiadania takiego urządzenia. Dzięki czemu to, co zbędne wypłynęłoby na zewnątrz. Może wtedy wczorajszy wieczór nie byłby taki kiepski.

Nie majstrować…
Żeby obraz mojego Małżonka, który tu ostatnio powstał, nie był zbyt lukrowany to dziś wrzucę kilka łyżek dziegciu. Mężu jest bałaganiarzem uważającym, że bałaganiarzem nie jest, a bałagan to robię… ja. Mamy w planach trochę poprzestawiać i wyrzucić to, co zużyte. Zadzwonił więc Małżu zawczasu do Gminy zgłosić gabaryty do wywozu. A przy okazji planowania „wiosennych porządków” wymyślił, że w schowku za łazienką zrobi regały na moje przeczytane książki bo się nie mieszczą, a drugi raz po nie nie sięgnę (fakt, nie czytam dwa razy, ale co z tego?). Rozeźliło mnie to do białości, już abstrahując od tego, że książki są dla mnie ozdobą domu, to Jego książki leżą jak leżą na komodzie w sypialni i jak popadnie… Zresztą jak wszystko co Jego, ubrania, buty, dokumenty, klucze, kubki po kawie, butelki po wodzie i wszystko co było mu potrzebne ale już nie jest. I no trudno, często to sobie tak leży, bo ja nie mam zamiaru każdego dnia porządkować rzeczy, które nie są moje i których nie zostawiłam tam gdzie nie trzeba. Aż przychodzi dzień, w którym Mężu zauważa, że COŚ leży, wtedy się naburmusza i z wyrzekaniem (niby ogólnym, ale tak jakoś pod moim adresem) na bałagan w jak szaleńczym widzie zaczyna sprzątać. Czym mnie oczywiście doprowadza do szału, bo ani to pomoc ani nic… Maria Czubaszek powiedziała kiedyś, że: „Mężczyzna jest jaki jest i nie ma co przy nim majstrować. Im szybciej kobieta to zrozumie, tym lepiej dla niej. I dla niego.” I faktycznie mężczyzna jest jaki jest, majstrować przy egzemplarzu zastałym w swoich przekonaniach nawet się nie da. Próbowałam majstrować, ale to jak grochem o ścianę, albo obraca się przeciwko mnie. Zrozumienie przychodzi zazwyczaj za późno, gdy jest już, nomen omen, pozamiatane. Pozostaje jedynie się przyzwyczaić i mówiąc kolokwialnie nauczyć się olewać to czy tamto…
