Design a site like this with WordPress.com
Rozpocznij

Zaciemniacz aromatyzujący

Może być składnikiem pieczywa. To chyba ekstrakt ze słodu jęczmiennego… nie wnikałam, bo i tak po obejrzeniu reportażu na temat chleba w naszym kraju, gdzie normy są uznaniowe to już nie miałam ochoty na zjedzenie kanapki na kolację…

A potem pomyślałam sobie, że ten zaciemniacz aromatyzujący to takie pojęcie, które w naszym pięknym kraju może mieć bardzo uniwersalne spektrum stosowania, chyba niemal w każdej dziedzinie…

Reklama

Kim jestem?

„W życiu nie chodzi o to, by siebie odnaleźć, ale o to, by siebie stworzyć.” – Bob Dylan

W ten sposób nigdy o tym nie myślałam. Cały czas szukam siebie. Szukam i wciąż nie mogę w pełni powiedzieć, że znalazłam. Nigdy nie próbowałam siebie stworzyć. Może jest jeszcze czas by zacząć?

te ukryte w zaciszu, osłonięte od wiatru już rozkwitły

Jednak wiosna

Wczoraj rano już dało się słyszeć wiosenne ptasie pieśni. Wszak wiosną są one najdonośniejsze. No i sroki, które uparcie próbowały wybudować gniazdo na najgorszym do tego celu (z naszego punktu widzenia) drzewie. Dziś od rana świeci słońce i cieplej jest niż jeszcze kilka dni temu. Na brzozach kwiatostany są od kilku dni. A listki na gałązkach przyniesionych na Święta do domu też się rozwijają.

Jest nadzieja. Będę trzymać się tej symboliki.

Część myśli odsunięta poza granice poniedziałku. Włącznie z tymi pytającymi o ruchomość stawu skokowego na środę. Reszta, wraz ze słońcem ucieka do jakiegoś majowego, pięknego weekendu, kiedy będzie można olać sobotnie pranie i sprzątanie i pojechać do Rewy. Bardzo mnie tam ciągnie. Tym bardziej teraz, gdy czytałam o mających wkrótce się rozpocząć pracach poszerzających plażę. Nie wiem czy to dobrze…

Niech te nadchodzące dni pełne będą ciepłego, wiosennego nastroju. Pełne wiary, nadziei, miłości. W takich proporcjach, w jakich są nam one potrzebne.

jest nadzieja

Jeść? Albo nie jeść?

Najpierw przez Internety przelewały się zdjęcia wielkich steków na talerzach prawicowych polityków. Teraz fejsa zalewają informacje o szkodliwym wpływie jedzenia owadów. No i co w końcu jeść? Larw mącznika z czosnkiem próbowałam jako przekąskę. Okazały się dużo smaczniejsze niż chipsy, chrupki i bez wątpienia zdrowsze. Jestem mięsożerna, ale mięso i wyroby wędliniarskie mi zwyczajnie przestały smakować pewnie ze względu na wszystkie polepszacze, konserwanty i faszerowanie zwierząt antybiotykami. Szukam alternatyw. Dziś na obiad dziczyzna – to zdrowe, naturalne mięso. Ziemniaki też przestały mi smakować. Częściej jest kasza i makaron. Ryby jem, choć nie wszystkie i już nie łudzę się, że są źródłem samych dobrych rzeczy. Sery to też już nie ten smak co w dzieciństwie. Ale jak się zrobi pastę ze startego żółtego sera, jajek, ząbka czosnku i odrobiny majonezu to z pajdą chleba smakuje to całkiem nieźle. A chleb? No cóż, ten z marketów nie nadaje się do niczego. Trzeba znaleźć sobie piekarnię, w której chleb jest chlebem, ale wtedy jest on droższy. Takie czasy. A czasami można sobie ukręcić taki, i to dopiero jest smak.

Nadzienie z nadziei

Od wybuchu wojny minął rok. Szmat czasu. Szczerze… to rok temu nie przypuszczałam, że to tyle potrwa. Dziś już wiem, że jeszcze potrwa… Nadal mamy dzieciaki z Ukrainy w szkole. Chociaż ich liczba się zmienia. Część zmienia miejsce pobytu w Polsce lub jedzie dalej. Inni wracają do siebie mimo wszystko. Ale jak się ich obserwuje to dochodzi się do wniosku, że przede wszystkim myślą o powrocie do wolnej Ukrainy, tu są tylko na czas konieczny do zakończenia wojny. Tylko nieliczne przypadki wiążą ewentualną przyszłość z naszym krajem. Tam, gdzie działania wojenne nie są nasilone ludzie starają się żyć normalnie, na tyle na ile pozwala na to sytuacja. W moim mieszkaniu nadal mieszka Nataszka z synem. W grudniu, gdy ataki rakietowe dosięgały Lwowa i niszczyły infrastrukturę energetyczną na dwa tygodnie przyjechała jej siostra z synową i dwiema wnuczkami, bo u nich nie mieli prądu, ciepłej wody, było zimno, ciemno i generalnie ze wszystkim ciężko. Ale szybko wracały, mimo wszystko tęskniły. To ich miejsce, to ich mały, nie zawsze bezpieczny… ale cały świat. A mobilizują się na każdym kroku. Natasza odwiedziła rodzinę w ferie i przywiozła nam pudełko cukierków w takim opakowaniu.

Około świątecznie

Tak, zgadzam się z Panem Kuleczką. To światło zaczynam odczuwać wcześnie, może nawet każdego roku wcześniej i dlatego nie drażni mnie świąteczny wystrój sklepów w listopadzie 😉 Ja tego światła wręcz potrzebuję, ono przyciąga mnie do siebie. Dopiero na samym finiszu odczuwam zgrzyt, że u mnie to jednak nie wygląda jak w hollywoodzkim filmie 😉 W tym roku jednak szczególny nacisk położyłam na wystrój, chciałam w ten sposób zrekompensować brak spotkań rodzinnych. Na nowym regale jeszcze nie do końca zapełnionym książkami rozsiadła się para skrzatów – Jacek i Barbara, stanęły bombki na stojakach, skrzy się choinka z gwiazdek i stroik z szyszek, światełka rozbłysły nie tylko na choince, ale też w oknie naszej sypialni i pokoju Juniorki, a nad wszystkim czuwa Dziadek do Orzechów. Akcentów zatem nie zabrakło. I było domowo i miło. Ale… możliwości spotkań rodzinnych bardzo mi brakowało mimo, że jeszcze z początkiem grudnia myślałam o tym, że mimo tradycyjnego postrzegania Świąt (ze śniegiem i mrozem też) chciałabym je choć raz spędzić w Australii.

Pewnie jednak brakowało by mi rodziny, ale może zdrowy by człowiek był, a nie tak jak w tym roku 😉

Jutro Sylwester. Też na domowo, bo coś mnie łamie chociaż ja się nie daję. Bez żadnych specjałów, z różowym szampanem i wielkimi złotymi cyframi 2023 (które mam nadzieję jakoś jutro da się nadmuchać), których kupna Juniorka nie chciała odpuścić.

Skąd

W trakcie sobotniej mszy pogrzebowej kuzynki mojego Taty ksiądz mówił o tym swoistym zatrzymaniu się w obliczu odejścia kogoś nam bliskiego, o dostrzeżeniu prawdziwej wagi spraw, o zaistnieniu w bańce obok pędzącego świata. Może nie były to dla mnie najbliższe osoby, ale i tydzień wcześniej po pogrzebie mamy naszego szwagra też tak się czułam, w bańce skupiona na czymś innym niż to czego oczekuje ode mnie to, co na zewnątrz. Szkoda tylko, że ten wygenerowany przez nas samych kołowrót nie daje na dłużej za wygraną.

Na pogrzebie cioci dodatkowo zaczęłam się zastanawiać nad tym skąd jestem. Okazuje się, że większości ludzi, których powinnam znać nawet nie kojarzę. Nie jestem już też częścią społeczności miejscowości mojego Taty. Ba! Ja już słabo istnieje w swojej rodzinnej miejscowości… Stąd, też nie jestem bo mimo, że mieszkam tu 10 lat to rozpozna mnie dosłownie kilka osób. Chyba najlepiej to jeszcze jest ze mną w rodzinie Męża…

Tegorocznym młodzieżowym słowem okazała się „essa”. To słówko jak i gest już znałam ze szkolnych korytarzy (w przeciwieństwie do zeszłorocznego „śpiulkolotu”) więc stąd też jestem ;-p

Cztery tysiące tygodni

Podobno tyle średnio trwa ludzkie życie. Podając ten czas w latach, mimo że liczba znacznie mniejsza, to wartość brzmi… lepiej, łagodniej. Przecież tydzień trwa tak krótko. W opisie książki o tym tytule czytamy: „Brakuje nam czasu. Osaczają nas nieustannie wydłużające się listy spraw do załatwienia i przepełnione skrzynki odbiorcze. Mamy problemy z koncentracją. Towarzyszy nam nerwowy pośpiech i poczucie piętrzących się zaległości. Próbujemy kolejnych metod zwiększania produktywności i stosujemy przeróżne life hacki, dzięki którym rzekomo możemy zoptymalizować swój dzień. Wiele z nich tylko pogarsza sytuację.” Znajome to jakieś takie aż za bardzo… Przeżyłam 2252 tygodnie. I bardzo bym chciała by pozostałe mogły wypełnić się spokojem i harmonią. Tylko czy w obecnym świecie moja chęć jest wystarczającym bodźcem do uzyskania faktycznej zmiany? Jak odpuścić by nie stracić, a zyskać?

Photo by Bich Tran on Pexels.com

Coś nowego

Z chemii nigdy nie byłam dobra. To też to, co dzisiaj czytam, też średnio wchodzi 😉 Poznałam dzisiaj bliżej: radon.

Z różnych definicji mogą wyciągnąć tyle: radon to jedyny gazowy pierwiastek promieniotwórczy występujący w środowisku w sposób naturalny. Powstaje w wyniku rozpadu radu, który jest składnikiem uranowego szeregu promieniotwórczego. Promieniowanie pochodzące od radonu stanowi 40–50% dawki promieniowania, jaką otrzymuje mieszkaniec Polski od źródeł naturalnych. Radon może stanowić zagrożenie dla zdrowia człowieka, bowiem gromadzi się w budynkach mieszkalnych, zwłaszcza w piwnicach, przedostając się tam z gruntu w wyniku różnicy ciśnień. Radon jest pierwiastkiem stosowanym w medycynie alternatywnej – naturalnie występujące wody radonowe stosuje się do kąpieli w rehabilitacji chorób narządów ruchu, zarówno tych pourazowych, jak i reumatycznych. Kąpiele radonowe stosowane są też do leczenia cukrzycy, chorób stawów, chorób tarczycy oraz schorzeń ginekologicznych i andrologicznych. Przedawkowanie radonu lub stała praca przy kopalinach, gdzie są silne emanacje radonu, wpływa niekorzystnie na zdrowie. Szkodliwe efekty działania radonu polegają na uszkadzaniu struktury chemicznej kwasu DNA przez wysokoenergetyczne, krótkotrwałe produkty rozpadu radonu 222Rn, co może powodować chorobę popromienną.

A dlaczego tak się o tym radonie naczytałam? Ponieważ dziś założyli nam w szkole czujniki mierzące stężenie radonu. Zostaliśmy, podobno, wylosowani do badań. A jak dotarłam do wyników wcześniejszych badań, w której brały cztery szkoły z województwa i w każdej stężenie określono na poziomie średnim…

Pół żartem (pół serio???) zastanawiałyśmy się czy może dyrektor maski gazowe już powinien kupić..