Dobrze, że ten tydzień jest taki krótki, na normalny chyba bym się nie zmobilizowała 🙈
Kategoria: Bez kategorii
Wielkanocnie

Była. I minęła. Jak co roku. Z ilością świątecznych potraw udało się utrafić. Ale też przez różne ograniczenia nie było komu siedzieć w kuchni i przygotowywać nie wiadomo czego 😉
W sobotę Mężu wystawił myjkę i oba samochody i motocykl i zaczął szorowanie. Umył też okap w kuchni. Pojechał z Juniorką na święconkę. I… i ruszył w polę na resztę dnia… W niedzielę miał pojechać z Juniorką i małym psem na spacer do lasu, ale pojechali sprawdzić coś na polu. Po powrocie zrobili sobie rowerowy rozruch. W poniedziałek mimo nadal ciągnącego się kaszlu nie mogąc opanować swoich niespokojnych nóg musiał przejechać się motocyklem.
Na wielkanocne śniadanie tradycyjnie pojechaliśmy do Szwagierki. Myląc godzinę byliśmy pierwszymi gośćmi, a nie mocno spóźnionymi 😉 W poniedziałek odwiedziła nas druga Szwagierka z chłopcami, a dzieciaki wypróbowały cały swój wodny arsenał otrzymany od starszych kuzynów na naszych kurach (jajka będziemy mieć chwilowo zestresowane)
A ja? Gdy minęła sobota i przestałam wkurzać się na Małża to zaczęłam odpoczywać, wygodnie, z nóżką do góry. Pooglądałam z Juniorką trochę bajek i filmów z pięknymi widokami. I rozmyślałam o możliwościach jakie daje wiosna 😉
Miłego wieczoru
Dorosłe życie to niezliczona liczba rutynowych czynności wykonywanych codziennie i codziennie i codziennie. Rodzicielstwo jeszcze tylko czynności dodaje. I czasami przychodzi taki czas, że mam tego kołowrotku dość, tak jak to było wczoraj. Wieczór to niezmiennie: przygotowanie kolacji dla siebie i Juniorki, karmienie psa, ładowanie zmywarki, pomoc Juniorce w czasie kąpieli, rozczesywanie włosów Juniorki, siedzenie na fotelu obok łóżka Juniorki dopóki nie zaśnie, w tygodniu przygotowanie ubrań na kolejny dzień, wyprowadzenie małego psa i wypuszczenie dużych (tymi dwoma ostatnimi zadaniami czasem wymieniam się z mężem), włączenie zmywarki i dopiero mogę sama przygotować się do snu. Wczoraj Juniorka nie mogła zasnąć, siedziałam przy niej dobre 40 minut. Gdy wróciłam do góry po wyprowadzeniu psa była 22:44, a jeszcze jak weszłam do góry to Juniorka zaczęła marudzić i Mąż poszedł u niej posiedzieć. O tej porze to już nie ma co myśleć o własnym wieczorze. Nie wiem kiedy oglądałam film, który zaczął się o 20, w ogóle nie wiem kiedy oglądałam film w całości… nie wiem kiedy przed godz. 22 miałam czas dla siebie i męża. Wczoraj też chciałam tak niewiele dla siebie, a i tak się nie udało i byłam z tego powodu zła.
Dziś będzie jak zwykle, odhaczę te same rzeczy z listy. Jutro też tak będzie. Będzie tak, aż Juniorka osiągnie kolejny poziom samodzielności. Dopiero wtedy odzyskam kolejną część dnia dla siebie.
A teraz dla osłody zjem sobie porcję sernika z brzoskwinią i wypiję czekoladowe cappuccino.
Królowa Chłodu nie lubi zimy
Podniosłam roletę, a za oknem sypał śnieg. O nie, już teraz… dla mnie zdecydowanie za szybko. Śnieg lubię w okresie świątecznym, toleruję w ferie, a najpiękniej to i tak wygląda w filmach i wtedy gdy wychodzenie z domu jest wyborem a nie koniecznością 😉 Uczuciowo jestem zimą, ale zimy nie lubię. Jedno z naszych ukraińskich uczniów nieobecności tłumaczyło padającym deszczem. Ja mogłabym nie chodzić do pracy gdy pada śnieg.

Pendolino
W sobotę wyszła za mąż moja uczennica. W sierpniu kolejna para moich uczniów bierze ślub. Jeżeli nie wyjedziemy to pojadę do kościoła i uściskam tą moja już teraz od kilku lat koleżankę z pracy 😉 We wrześniu kolejni zawrą związek małżeński. Ba, ale to jeszcze nic! Są też tacy, którzy mają dzieci w porównywalnym wieku do mojej Juniorki. To jest dopiero coś 😉 Czas leci jak szalony, tylko ja mam wrażenie, że zatrzymałam się gdzieś w jednym punkcie wraz z tym moim bardzo nieletnim jeszcze dzieckiem 😉 i dlatego informacje o ślubach czy narodzinach dzieci u uczniów zawsze zaskakują.
Gdy byłam mała to uważałam, że czas ciągnie się jak flaki z olejem. Dni były długie, tydzień trwał i trwał, miesiąc to była kupa czasu, a rok to w ogóle wychodził poza wyobrażenie. Teraz dni to jak mrugnięcie powiek… Spytałam więc wczoraj Juniorkę czy uważa, że dzień trwa długo? Czy tydzień i miesiąc się jej ciągną? I ku mojemu zdziwieniu odpowiedziała, że nie, że dni mijają szybko. Tylko w jednej sytuacji myśli, że rok to długo, gdy trzeba czekać na urodziny.

No to miodzio
Juniorka od jakiegoś czasu prosiła o toster bo ona będzie jadła grzanki z miodem. W końcu Gwiazdor zostawił toster pod choinką. Większy problem to dobry miód. Chciałam kupić prosto od znajomych pszczelarzy. Niestety okazało się, że pierwszy raz zdarzyła im się sytuacja, że miodu już nie mają. Część pszczół im w tym roku padła (choroba, lub pestycydy), a i nektaru też było mało w tym roku. No i klops. Skończyć się musiało na miodzie ze sklepu. Ale tu ktoś inny mnie ostrzegł żebym zerknęła na skład bo nie wszystkie miody są polskie. No to sobie trochę poczytałam, na przykład rady UOKiK dla konsumentów:
- kupuj miód ze znanego źródła, szukaj na opakowaniu nazwy i adresu producenta
- koszt wyprodukowania 1kg miodu wynosi od kilkunastu do 20 zł więc jeśli miód jest o wiele tańszy może być importowany lub gorszej jakości
- naturalny miód krystalizuje się już po kilku miesiącach po zbiorze. Jesienią prawie każdy miód powinien być częściowo skrystalizowany. Jeśli nie jest, możliwe że został podgrzany i ponownie zlany, a jak wiadomo traci on wtedy swoje właściwości
- gdy na opakowaniu widnieje napis: „mieszanka miodów pochodzących z UE i niepochodzących z UE” oznacza to, że w takim słoiku może być duża ilość miodu z krajów azjatyckich, które często zawierają antybiotyki czy substancje, które są tam dozwolone a w UE zabronione
- jak odróżnić miód naturalny od sztucznego: miód naturalny w zimnej wodzie osiada na dnie szklanki, a sztuczny od razu się rozpuszcza. Prawdziwy miód lany z łyżeczki na talerz utworzy stożek, sztuczny od razu się rozleje nie tworząc stożka
Miód, który kupiłam w jednej z sieci kosztował prawie 20 zł, nazwa i adres producenta jest i z naklejek wynika, że jest to miód z polskich nektarów, jednak w najmniejszym stopniu nie był skrystalizowany (w sumie to nie wiem czy kiedykolwiek kupiłam w sklepie skrystalizowany w jakimś stopniu miód…). Na razie jemy grzanki z miodem, pijemy go z mlekiem (bo i mnie w końcu krążące po domu wirusy zaczęły rozkładać). Ale chyba jednak poszukam innego pszczelarza w okolicy.
Niepodzielne przez dorosłość
Problemy i trudności pojawiają się na każdym etapie życia. Nawet dzieciom, co niestety my dorośli czasami bagatelizujemy myśląc: jakież to problemy może mieć uczeń podstawówki w normalnym domu, w którym spokojnie się żyje. Niestety przyglądanie się problemom dziecka przez pryzmat doświadczenia z racji dorosłości nie sprzyja obiektywnej ocenie. Dorośli mówią: to minie, to nic takiego, to młodzieńcze, po latach będzie nawet niepamiętane. Niestety właśnie obserwuję takie podejście w bliskim otoczeniu. I niestety do dorosłych nie trafiają tłumaczenia. Dla dorosłych problem dziecka to Kopiec Kościuszki, tymczasem dla dziecka to Mount Everest. I nie ważne, że po latach faktycznie straci swoją wielkość… ważne, że teraz nurtuje, gnębi, rozkojarza. Nie patrzmy przez pryzmat swojego doświadczenia, patrzmy na to, że dziecko dotyka czegoś po raz pierwszy i nie potrafi sobie z tym poradzić. Oczywiście nie eskalujmy, ale podejdźmy do dziecka z uwagą, nawet jeżeli my oceniamy coś jako błahostkę. Słuchajmy i pomóżmy młodemu człowiekowi przez ten kopiec/górę przejść. Jeżeli będziemy często bagatelizowali to dziecko poczuje się nierozumiane i wszystko może obrócić się przeciw nam…
Na przekór
Na sobotę mieliśmy zaplanowane wyjście do kina w większym rodzinnym gronie na „Jak wytresować smoka 3”. Rano czułam się OK. Aż tu koło południa gwałtownie zaczęła mnie powalać migrena. Dwa przeciwbólowe i aviomarin (na zawroty i mdłości), chwila poleżenia w ciszy z zamkniętymi oczami i udało się opanować sytuację. Co prawda jadąc do kina dozwolone prędkości przekroczyliśmy, ale spóźniliśmy się nieznacznie. Po wyjściu z kina poczułam, że boli mnie gardło. Ale nic to, pojechaliśmy jeszcze na pizzę. Po powrocie do domu głowa znowu trochę bolała, ale był to już zwykły ból. Wieczorem zaaplikowałam sobie witaminę C, syropek na bazie czarnego bzu i psikadełko na gardło. Dziś nie jest źle. Tylko Juniorce po całkiem dobrym, pod względem zdrowia, lutym zaczyna lecieć z nosa…
uzupełnienie z Blox z dnia: 3 marca 2019
Połączenie nieodebrane
Właśnie dzwonili do mnie z Wyspy Wniebowstąpienia (wyspa na Oceanie Atlantyckim, ok. 1600 km od wybrzeża Afryki). Sygnał krótki, czyżby się rozmyślili czy nadaje się do nieba 😉 Naciągacze nie wiedzą, że ja to czasami nie odbieram połączeń z numerów które znam, a co dopiero jakieś tego typu cuda :p
uzupełnienie z Blox z dnia: 1 marca 2019
Chuda środa
Całe popołudnie gnębił mnie niesamowity głód słodyczy. A w domu nic, bo przecież jutro tłusty czwartek i w perspektywie pyszne, domowe pączki mojej Mamy. Oby do jutrzejszego popołudnia…
uzupełnienie z Blox z dnia: 27 lutego 2019