Jedziemy do szkoły. Ruch na bocznej drodze jak zawsze niewielki. Przede mną jedzie mały dostawczak, z przeciwka zbliża się podobne auto. Nagle! Mały huk i lecące w powietrzu różne elementy. W pierwszej chwili nie wiedziałam co to. A to jeden drugiemu urwał boczne lusterko (w zasadzie lustro, bo takie auta mają je już większych rozmiarów niż osobówki) i to jego fragmenty leciały wprost na mnie. Uchyliłam głowę, ale na szczęście mimo trafienia nic się nie stało.
Po pracy chciałam iść kupić ciasto do kawy z okazji dzisiejszego święta. Jak zawsze włożyłam nasze rzeczy do samochodu, a że wiał zimny wiatr to odwróciłam się do Juniorki żeby pomóc Jej zapiąć kamizelkę. Gdy skończyłam i chciałam wrócić do pozycji wyjściowej to wyrżnęłam głową centralnie w róg drzwi. Skóra rozcięta, krew leci. Po ciasto już nie poszłyśmy.
Z drugiej strony w tym roku nie czuję bym miała powód do świętowania. Widać nie spełniam dobrze roli matki skoro kłopoty się piętrzą.