Rano przeczytałam informację, że zmarła Lucinda Riley. Podobno od czterech lat zmagała się z chorobą nowotworową. Kilkukrotnie czytałam opisy okładkowe Jej powieści, już prawie dodawałam co niektóre do koszyka… ale jednak żadnej nie kupiłam i żadnej nie czytałam. Tak jakby na ostatniej prostej zawsze brakowało tego czegoś, co mi mówi, że to dobry wybór. Grono fanek miała jednak spore. Może kiedyś się skuszę.
Kilka godzin później przeczytałam o śmierci 3latki, która walczyła o życie w szpitalu, do którego trafiła po pobiciu, czy raczej skatowaniu przez rodziców. Rodzice usłyszeli już zarzuty…
Pada dziś.
Pada i nie wiem, czy się cieszyć (bo w ogrodzie sucho), czy nie (bo ze spaceru nici…).
U nas to radość z deszczu, wszystko inne może poczekać
Widziałam w szpitalu kobietę walczącą o zdrowie i życie swojej niepełnosprawnej i niewidomej córki. Powiedziała, że gdy widzi rodziców bijących dziecko, czy choćby krzyczących na nie, obraźliwie, z jakąś nienawiścią, wtedy chciałaby by zobaczyli i poczuli z czym ona się zmaga. I jak bardzo powinni doceniać i szanować, że to dziecko mają, że jest zdrowe i że tylko miłość, wraz z rozsądnym wychowaniem mu się należy.
A tu widzisz, rodzice doprowadzili dziecko do takiego stanu, że lekarze 2 tygodnie walczyli o jej życie I mimo to się nie udało
Maltretowane i zabijane przez „rodziców” są dzieci, których tak naprawdę nikt nie chciał. Po prostu…
nigdy w ten sposób o tym nie myślałam, ale chyba masz rację Aniu, tak to chyba jest…
Jakie to przerażające. Jedni oddają życie za dziecko inni zabijają. jakoś do rodziców mi to nie pasuje. A jednak. Dziwnie skonstruowany jest człowiek.