Rano przeczytałam informację, że zmarła Lucinda Riley. Podobno od czterech lat zmagała się z chorobą nowotworową. Kilkukrotnie czytałam opisy okładkowe Jej powieści, już prawie dodawałam co niektóre do koszyka… ale jednak żadnej nie kupiłam i żadnej nie czytałam. Tak jakby na ostatniej prostej zawsze brakowało tego czegoś, co mi mówi, że to dobry wybór. Grono fanek miała jednak spore. Może kiedyś się skuszę.
Kilka godzin później przeczytałam o śmierci 3latki, która walczyła o życie w szpitalu, do którego trafiła po pobiciu, czy raczej skatowaniu przez rodziców. Rodzice usłyszeli już zarzuty…
Pada dziś.