Ostatnie cztery dni to było takie życie w bańce. W środku tylko to, co chciałam, co przyjemne. Jedyna myśl o pracy to taka, że o pracy zacznę myśleć w poniedziałek. Szkoda, że bańka za kilka godzin pryśnie. Gdy się obudzę będzie już poniedziałek i trzy tygodnie, w których praca zdominuje każdą myśl. Ale cóż, taki life 😉
Dziś dostaliśmy godzinną przepustkę na wyrwanie się motocyklem. Krótko, ale lepszy rydz niż nic i kolejne 50 km przejechane, tylko w innym kierunku niż poprzednio. Wpadliśmy na chwilę nad jezioro, nad którym nigdy nie byłam. Małe, ale ludzie plażowali i kąpali się w najlepsze. Nie powiem, takie wspólne wypady służą nam jako parze. W zasadzie od początku pandemii, od kiedy skończyły się wyjazdy na spektakle to mam wrażenie, że jesteśmy tylko rodzicami. A ten czas we dwoje poza domem też jest ważny.

A tak w ogóle to powinnam się dziś upić, skoro ubrałam bieliznę na lewą stronę 😉