Rozpoczęły się najbardziej nerwowe 4 tygodnie roku. Teraz jeszcze bardziej, gdyż ze względu na pandemię jedno działanie zostało przesunięte na czerwiec (pozornie po to, żeby było więcej czasu… hm…), za które ja jestem odpowiedzialna. Hormony stresu implikują różne „dolegliwości”. Dziś nad ranem obudziłam się zszokowana snem, w którym zmarła osoba z mojej rodziny. Spirale się nakręcają, świata nie ogarniam, nie dostrzegam i zapominam. Całe szczęście dzień dziś ładny i chociaż byłam zła, że dyro wysyła mnie na wyjazd i że stracę cenne godziny bycia na miejscu to jednak dotleniłam się i chwyciłam naturalnej witaminy D, a tego przez najbliższy miesiąc będę bardzo potrzebować. Więcej serotoniny i endorfin, a miej kortyzolu znaczy… aby do urlopu 😉
Miesiąc: Maj 2021
Niedzielna praca
Mój kuzyn ma swoje powiedzenie: „niedzielna praca w g***o się obraca”. No i cóż i parę razy w życiu już się to sprawdziło 😉 A dziś był kolejny raz. A może to dlatego, że jak już chciałam coś robić to mogłam to, co aktualnie w domu trzeba, a nie się upiększać? Nie jestem sprawna manualnie, paznokcie jakoś tam maluję 😉 ale próbuję swoich sił w stampingu. Zaopatrzyłam się w stemple, płytki i odpowiednie lakiery. I już raz całkiem fajnie mi stempelki na paznokciach wyszły. I chociaż wszystko jeszcze dobrze się trzymało, nie było żadnych odprysków to próżność kazała zmienić stylizację. Co ja się namęczyłam, lakier nijak nie chciał się odbijać na stemplu. Wszystko w końcu było w lakierze. Wściekłam się i zmyłam paznokcie. Ale po obiedzie stwierdziłam, że spróbuję jeszcze raz z lakierem, którego używałam tydzień temu. Jest innej firmy niż ten, który dzisiaj zaplanowałam. No i jakie było moje zdziwienie i radość jak biały bez problemu się stemplował 🙂 I kolejne nakłady na paznokcie poczynione bo kupiłam inne kolory lakierów tej firmy, która u mnie działa. No przecież muszę technikę dopracować, bo mi się ta forma podoba 😀

5 minut bociana
Końcówkę tygodnia zdominował bocian z czeskiej wioski. Pani Bocianowa straciła życie na drutach wysokiego napięcia i Pan Bocian został sam z czwórką piskląt. Lokalna społeczność postanowiła wesprzeć samotnego ojca i dokarmiać rodzinkę. Zachwytom nie było końca. W bocianim gnieździe założono big brothera. I to zgubiło bociana, który następnego poranka wyrzucił jedno pisklę z gniazda. Scena się nagrała i poszła w świat, a na bociana wylał się hejt. Widok smutny, ale taka jest natura, instynkt, krąg życia. Ale, że łaska pańska na pstrym koniu jeździ więc bocian wykazał się nieludzkim okrucieństwem, brakiem empatii, nie doceniającym ludzkiej pomocy w wychowaniu gromadki. Tyle wynika z komentarzy wszechwiedzących aktywistów internetowych. Co innego wynika ze stanowiska ornitologów, ale kto to czyta wypociny jakichś naukowców. Były też komentarze doszukujące się szowinizmów, że gdyby to bocianica została sama to nikt by jej nie pomógł… Z jednej strony historia pełna życiowej prawdy i mogąca czegoś nas nauczyć. Z drugiej strony wyłania się z niej obraz typowego komentatora rzeczywistości wylewającego się z internetów. Możliwość swobodnego wyrażania sądów przez każdego, w każdej z sytuacji sprawia, że co nie którzy czują się ekspertami w dziedzinach o których zielonego pojęcia nie mają. To jest coś, co mi przeszkadza w Internecie, nawet chciałabym żeby było zmienione np. przez brak możliwości komentowania. Może wszystkim wyszło by to na zdrowie, mam wrażenie, że gdy ludzie czytali tylko papierowe gazety nie byli tak rozbuchani w swojej nieomylności, a przynajmniej nie było to tak widoczne jak teraz.
Dziecko i pojazdy
Każdy kraj ma inne przepisy dotyczące przewożenia dzieci pojazdami. W Polsce według obecnego prawa dziecko w samochodzie przewożone w foteliku jest do osiągnięcia 150 cm wzrostu. Kryteria wiekowe zostały zniesione, jest jeszcze dotyczące wagi powyżej 36kg, ale podobno producenci fotelików sprzedają już takie do 50kg. Generalnie jeśli chodzi o samochody, pojazdy na czterech kołach i z dachem nad głową to nasze prawo jest dość restrykcyjne. Inaczej sprawa wygląda z motocyklami. Oczywiście różne kraje różnie regulują tą kwestie na przykład wiekiem, chyba w Chorwacji minimalny wiek pasażera to 12 lat, gdzie indziej trzeba mieć 18. Polskie prawo o ruchu drogowym określa, że przewożąc na motocyklu dziecko młodsze niż 7 lat należy poruszać się z prędkością nie większą niż 40km/h, od 7 lat ograniczenia prędkości już nie ma. Dziecko musi mieć certyfikowany kask i musi siedzieć na miejscu pasażera (przewożenie kogokolwiek przed kierowcą jest zabronione). I to w zasadzie wszystko. Nasi ustawodawcy pozostawili niemal wszystko w gestii rodzica i jego rozsądku… Oczywiście w sprzedaży dostępne są pasy dla kierowcy ułatwiające trzymanie się pasażera, foteliki czy szelki przypinające dziecko do kierowcy (ale nie chciałabym być przypięta na stałe do kierowcy bo to stwarza wbrew pozorom większe niebezpieczeństwo). Gdy ja zaczynałam przygodę z motocyklami czasy (czyli pojazdy i ogólnie ruch na drogach) były inne, prawo nie wymagało kasków, a dziecko mogło jeździć pomiędzy kierowcą a pasażerem i tak właśnie jeździłam z rodzicami. Gdy byłam starsza i dotykałam stopami podnóżków jeździłam już tylko z Tatą W moim odczuciu możliwość postawienia stopy na podnóżku jest ważna, tak samo jak możliwość dobrego złapania się kierowcy bo do chwytaków motocyklowych dla pasażera dziecko często nie dosięgnie. A tak to już jest, że część dzieci jest zafascynowana jazdą na dwóch kółkach. Juniorka też… Druga prawda też jest taka, że gdybym ja wsiadła na motocykl jako dorosła osoba to byłabym przeciwwagą dla kierowcy (czyli prostą drogą do wyłożenia maszyny na zakrętach), to jazda z Tatą nauczyła mnie balansowania ciałem bo Tacie ufa się bezgranicznie. Mój Mąż tego wszystkiego w odpowiednim czasie i przy spełnieniu odpowiednich warunków nauczy Juniorkę. Może Ona kiedyś pójdzie krok dalej niż ja i zrobi motocyklowe prawo jazdy.

Mama = kobieta
Mój prezent dla mojej Mamy wręczyła Juniorka (bo lubi wręczać prezenty więc nie ma co jej tej przyjemności pozbawiać) ze słowami” „to od Twojej kochanej córki”. Ja na swoje świętowanie poczekam do powrotu do domu. W szkole dzieciaki od kilku dni przygotowywały prezenty dla mam i dzisiaj dostaną je do domu, będzie też link nagranego wczoraj występu (Pani poleciła by ćwiczyli wierszyki z innymi członkami rodziny więc nie znam ani słowa).
Ale, że mama jest kobietą to od kilku dni uwagę skupiały posty kobiet (często będących matkami) chorych na rozsiany nowotwór piersi HER2-dodatni, dla których od 1 maja zabrakło refundacji leku ratującego życie. Wiadomo, że gdy nie ma refundacji to koszt leczenia przekracza możliwości wielu z nich, co oznacza dla nich wyrok śmierci. Moja trauma z dzieciństwa związana z chorobą nowotworową bliskiej mi osoby sprawia, że gdy nie muszę nie wchodzę w szczegóły i nie wiem dokładnie na jakie typy raka chorowały moje koleżanki, ale był taki czas, że 3 lata z rzędu jesienią koleżanka z pracy słyszała diagnozę: nowotwór piersi. Teraz czwarta jest w trakcie leczenia, jest dobrze sytuowana więc w jej przypadku pieniądze grają mniejszą rolę… ale to już nie o to nawet chodzi. Dziś przeczytałam komentarz ministra zdrowia w tej sprawie: „Pewna charakterystyka produktu leczniczego została zmodyfikowana. (…) Nikt nie miał świadomości, że będzie to tak interpretowane.” Z kolei na stronie Ministerstwa można podobno znaleźć informację, że: „zmiana nastąpiła wskutek błędu redakcyjnego”, a od lipca zostanie dokonana korekta zapisów. Błąd redakcyjny, który może decydować o czyimś życiu… dobre sobie…

Zdrowia drogie Mamy
Zimna wiosna
No cóż, wiosna nas jednak nie rozpieszcza. Deszcz, wiatr, słońce niby jest, ale mało ciepła daje. Trzeba się otulać tym co miłe. Gdy ciśnienie spada bo pada to aromatyczna kawa się przydaje. W domu pachnie bzem. Gdy się wyjdzie wciąż miodnie pachnie rzepakiem. Przepadłam też w feerii zapachów perfumeryjnych, kupując ostatnio trzy flakony 😉 w nutach owocowo/cytrusowo – kwiatowych. Nuty niby podobne, a jednak zapachy różne i na inne okazje przydatne. By wyjść z domu trzeba upolować okno pogodowe. Dziś próbowaliśmy się wstrzelić z przejażdżką motocyklową. Wyjeżdżając patrzyliśmy na niebo i smugi opadowe i od razu kierowaliśmy się w przeciwną stronę. Do końca jednak nam się nie udało, ale całe szczęście deszcz udało się przeczekać pod wiatą przy ośrodku wypoczynkowym nad jeziorem, a podgrzewane siedzenia też się potem przydały 😉 Zrobiliśmy jakieś 50km. Fajnie i super. Tylko, że Juniorka po 5 minutach od naszego wyjazdu pytała kiedy wrócimy… bo najchętniej pojechałaby z nami. Mimo, że zimna wiosna to jednak wszędzie ją widać, czym i dzisiaj cieszyłam oczy. No i udało mi się w końcu złożyć moją wczesną wiosnę w całość.
Pan pliszka
Pan, bo widać to po aktualnym upierzeniu pliszki siwej, której to w tym roku całkiem sporo wokół domu. Za to populacja wróbli maleńka.
Mój Mąż zazwyczaj nie wjeżdża samochodem do garażu w ciągu dnia. I w ostatnią sobotę też go tak zostawił gdy wróciliśmy z zakupów. Pijąc w kuchni kawę, zwrócona w stronę okna, zauważyłam ptaszka, który uparcie lata przed lusterkiem bocznym, to na nim przysiada, to na drzwiach, i jest mocno zaaferowany tym, co w lusterku. Gdy wyszłam z domu odleciał, ale niezbyt daleko i tylko na chwilę, wracał gdy znowu czuł się bezpiecznie i „tańczył” dalej. Drzwi i lusterko zafajdane więc Mężu wprowadził samochód do garażu. Ale pliszka gdy tylko widzi samochód przylatuje… Zakochany? Obłąkany? Dziś pakujemy się rano z Juniorką do mojego samochodu, patrzę… i też mam zafajdane drzwi i porysowane dziobem lusterko. Skubany musiał zostać na noc w garażu i zobaczył, że tych uwięzionych w lusterkach jest więcej… I co z takim delikwentem zrobić?
Dobrana para
Jak co roku, to już norma 😉 zapomnieliśmy o wczorajszej rocznicy pierwszego ślubu 😉 A jeszcze w niedzielę rozmawialiśmy na ten temat przy okazji szukania wymówki by nie iść na ślub, na którym podejrzewam, że obostrzenia będą tylko fikcją.
M: ale 19 to nasza rocznica jest
Ja: ale nie w czerwcu. W czerwcu 16, a 19 to w maju
M: no tak
Czyli wszystko wiemy. A jak przychodzi co do czego to oboje nic nie wiemy 😉 A dlaczego dziś mi się przypomniało? Otóż, Facebook podrzucił wspomnienie, zdjęcie na którym był widok na Tatry z Gubałówki… chwilę się zastanowiłam i mnie olśniło, że to był taki przedłużony weekend z połączeniem interesów Męża ze świętowaniem pierwszej rocznicy. Uśmiałam się setnie na ten przebłysk geniuszu 😉 przecież jestem kobietą i o TAKICH datach powinnam pamiętać i obrażać się na Męża za niepamiętanie 😉 Ale jak widać u nas działa to zupełnie inaczej 😉 i to całkiem OK 😀

Rozliczenia
Dostałam list w kopercie od dostawcy energii o istniejącej nadpłacie w kwocie 9,65 PLN. W kopercie był też druczek do wypełnienia wszystkimi ważnymi numerami i do odesłania aby te pieniążki mogli przelać mi na konto. Znając obecny świat, utrudniający wszystko co proste, domyślam się, że działy rozliczeniowe i wystawiające rachunki rozsiane są na pewno po całej Polsce i nic o sobie nie wiedzą. Ale przecież są komputery, bazy danych i inne technologie, więc czy naprawdę nie prościej jest odliczyć te 9 zeta od następnego rachunku???

A kolory tła grafiki pokrywają się dziś z kolorami na mojej koszuli 😉
(Nie)moc
Motocykl przyjechał. 204 km na kołach bo nie zmieścił się 😉 na małą przyczepkę na motocykle, którą ma Mężu. Miał dużo szczęścia, że nie złapał go deszcz, bo w piątek niezłe ulewy przez kraj przechodziły, jak wracałam z pracy to ledwo wycieraczki wodę mi odbierały, ale we mgle i w deszczu lubię jeździć, na dwóch kółkach to już bardziej uciążliwe… W sobotę czułam się totalnie osłabiona, gorzej niż Mężu po szczepieniu 😉 może to po zmianie pogody albo takie przesilenie wiosenne. Poszłam spać szybko i spałam długo. Mimo to w niedzielę wstałam jeszcze z ciężką głową. Zjadłam śniadanie i poszłam się przejść zrobić trochę zdjęć bo jakoś tak przyroda goni stracony czas i wszystko szybko przekwita. Mniszki jednego dnia były żółtym poletkiem, na drugi już tylko dmuchawcami. Wiśnie też szybko zrzuciły płatki. A wymyśliłam sobie, że w tym roku uchwycę w kadrze dwa w jednym czyli rzepak z czymś jeszcze więc były wspólne zdjęcia z lasem, pszenicą, kwitnącą jabłonią, pokrzywą i rozkwitającym bzem. Gdy się dotleniłam to poczułam się lepiej więc reszta niedzieli upłynęła już w lepszej formie.


Kwitnących zdjęć mam już sporo więc pora się zabrać za planowaną umajoną prezentację. Co prawda ostatnimi dniami jakoś gonię swój ogon bo coś niespodziewanego potrafi skutecznie zająć popołudnie. Ale w końcu musi się udać 😉