Nie wiadomo ilu zapisków w kalendarzach nie robię, ale jednak… Imiona, nazwiska, tu jakiś adres, tam numer telefonu, hasło, sprawy prywatne i zawodowe, czasami mniej lub bardziej intymna notatka ku pamięci. I jak to wyrzucić? No jak? Zamazywać linijki, wyrywać kartki? A niech leży na dnie szafy. I tak się już mały stosik z kalendarzy ułożył. I trzeba by było jednak z nimi coś zrobić. Trzymanie pod dachem domu Męża zapisków z wyznaniami miłości do innego mężczyzny (nawet sprzed wielu lat) nie jest najlepszym pomysłem.
A nowego kalendarza ściennego (który zawsze wisi w kuchni) na 2021 rok jeszcze nie mamy.
Dopiero w tym roku zlikwidowałam swoje wszystkie kalendarze od 1977 roku. W przeciwieństwie do Ciebie miałam tam wszystkie zapiski, nieraz nawet bardzo intymne! Wyrwałam okładki i przepuściłam kartki przez niszczarkę. Tyle lat!!!
A nowy kalendarz dostajemy zawsze od zięcia pod choinkę ze zdjęciami najmłodszej wnuczki.
Dużo zdrowia!
No właśnie też niszczarka by mi się teraz przydała
Zdrówka
Wszystkie kalendarze, zapiski, dużo zdjęć i stare listy, sprzed związku z Mężem, spaliłam. To był taki oczyszczający rytuał odcięcia się od przeszłości i rozpoczęcia nowego życia. Od tamtej pory kalendarze mam małe, zajmują mniej miejsca i tych, mam nadzieję, palić już nie będę musiała. Jak tam noga? Obejdzie się bez ortopedy?
no właśnie ciąży mi ich obecność, może kiedyś przywiozę do pracy i przepuszczę przez niszczarkę.
Noga na szczęście całkiem dobrze. Miałam szczęście, że tylko trochę się podwinęłam jak nie trafiłam w następny stopień i poleciałam w dół, a potem zaraz ściana więc już barkiem się oparłam jak opadałam.
Już widzę, jak to groźnie wyglądało.. Dobrze, że tylko tak się skończyło. A z kalendarzami, jeśli czujesz taką potrzebę, możesz rozprawić się po kawałku. Stopniowo sobie je niszczyć, bo pewnie całość na raz dużo czasu by zajęła..
Trochę huku też było 😉 mężu z góry przybiegł, a babcia z Juniorką z dołu, a ja na tyłku na takim szerszym stopniu bo tam akurat schody zmieniają kierunek.
A ja trzymam w szafie z licznymi zapiskami. Chyba nie wyrzucę, czasem wracam… Taka inna ja, ale pewne rzeczy chcę pamiętać.
w pamięci i tak dużo zostanie, a jednak fizyczna obecność niektórych mi przeszkadza
Pewnego dnia wrzuciłeam do kominka. Potem nie raz żałowałam.
W moim domu zawsze była tajemnica korespondencji. Dziś została złamana przez meza… smutne, choć nie miałam nic do ukrycia.
Z żałowaniem nie miałabym problemu bo to taki okres mojego życia, którego akurat samego w sobie w pewnym sensie żałuję, że był… Ale był i to w pamięci już zawsze zostanie, tylko to co fizyczne by zniknęło.
Kalendarze drę i wyrzucam. Nie ma w nich nic poza wizytami u lekarza i skrupulatnie zapisanymi rachunkami. A duży ścienny niemaż przynosi nam z pracy.
w tegorocznym szkolnym kalendarzu też dużo adresów stron i haseł związanych ze zdalnym więc znowu zostanie na dłużej bo wszystko do wykorzystania na później.
Ścienny zawsze musimy kupić i w tym roku chyba wybiorę taki o tytule „Podróże” na przekór, chociaż na 12 zdjęć ze świata sobie człowiek popatrzy 😉
Ja mam kalendarz z kosiarkami, także zero polotu. Ale podróże o tak. Najlepiej taki z plażą i piaseczkiem i palmą.
Mój młodszy syn zamówił kalendarz ścienny u Mikołaja 🙂
ja zbieram kalendarze, dużo w nich piszę:)
Ja od skończenia studiów nie używam kalendarzy, notatki robię w telefonie albo na luźnych kartkach, więc tego problemu nie mam. Wcześniej chyba przepisywałam to, co mi było potrzebne, a resztę darłam, kłopotliwe to było. Zwierzeń chyba nigdzie nie mam, ale pamiętam, ze kiedyś znalazłam notatnik, gdzie jako wczesna nastolatka „zaszyfrowałam” notatkę o swojej ówczesnej miłości – jak to kiedyś po latach znalazłam, odszyfrowałam w sekundę. 😀
Twój szyfr więc rozszyfrowałas, ale może dla innych to jednak by był problem, choć trochę 😉