(no)(problem)

Marzec kończymy z nowymi obostrzeniami. W zasadzie to jestem za, nawet za jeszcze bardziej rygorystycznymi, może to ograniczy rozprzestrzenianie wirusa (oby!). Z drugiej strony, część ludzi już na początku zrozumiała o co chodzi, a do innych nie dotrze dopóki nie położy ich do szpitala. Policja na każdym rogu nie stoi, a poza tym zawsze można funkcjonariusza okłamać… więc sami MUSIMY być odpowiedzialni za siebie i za innych.

A z trochę innej beczki to z jednej strony jest zakaz, a z drugiej rozluźnienie. Zakaz zbędnego przemieszczania znacznie zmniejszył ruch na drogach. Paliwo po 3,99 za litr! Ale za to pustka na drodze powoduje, że noga na gazie robi się cięższa. Jedno takie bmw (nie z naszego powiatu) mało nie spowodowało czołowego zderzenia wyprzedając 3 samochody, od razu po wyjściu z łuku drogi. Drugiemu kierowcy auta osobowego o numerach ZSL coś tam (gdy my jeździmy na CT…) tak dobrze się pustą drogą jechało, że nie zauważył skrzyżowania z sygnalizacją, zatrzymał się tuż przy krawędzi jezdni i cofał za sygnalizator gdy zorientował się, że ma „czerwone”, a skrzyżowanie jest stale monitorowane i nie jeden już dostał z niego mandat. Widziałam też samochód osobowy na rejestracjach z warmińsko-mazurskiego. Ja jechałam po zapas chleba (mrozimy i jest nawet na tydzień), w naszej miejscowości nie ma sklepu. Ale czy te 3 samochody faktycznie musiały poruszać się po nie swoich terenach…?

noproblem
geralt/pixabay

Komunikaty MZ

Liczby w komunikatach o zakażeniach rosną coraz bardziej. W naszym województwie 47 przypadków, ale 461 w mazowieckim (gdzie mam przyjaciółkę)… Co prawda rzadziej niż na początku sprawdzam komunikaty… przecież wiemy, że szczyt dopiero przed nami i przede wszystkim musimy skupić się na swoim bezpieczeństwie, higienie rąk i planowaniu efektywnych wyjść „do świata”. Jednak jedno mnie w tych komunikatach coraz bardziej denerwuje. Podawanie informacji o chorobach współistniejących w przypadku zgonów. Trudno znaleźć człowieka w podeszłym wieku, który nie będzie miał chorób współistniejących i zrozumiałe, że wpływają one na wydolność organizmu. ALE, gdyby nie Covid to by właśnie nie umierali, leczone choroby współistniejące pozwoliłyby tym ludziom przeżyć jeszcze jakiś czas, często nawet długi. Choroby współistniejące nie są przyczyną śmierci, jest nią Covid i dlatego informacje o innych chorobach nie powinny być podawane. Takie informacje dają tylko złudne poczucie bezpieczeństwa ludziom młodym, którzy nie czują się chorzy na nic innego (a może jednak są, tak jak 32latka, która zmarła w nocy i jak podaje komunikat również miała chorobę współistniejącą)…

Minęło 6 godzin od opublikowania tego wpisu i liczba zakażonych w moim województwie wzrosła do 72 👀

#ZOObaczonline

W naszym mieście jest ogród zoobotaniczny, dużych zwierząt tu być nie może ponieważ powierzchnia nie zagwarantuje odpowiednich wybiegów. Ale mimo to jest fajny i miło spędza się w nim czas. Pierwszy raz w ZOO z prawdziwego zdarzenia byłam mając 10 może 11 lat w starym ZOO w Poznaniu, potem był Wrocław – 2 razy i już z Juniorką Gdańsk. Ale będąc dzieciakiem oglądałam Z kamerą wśród zwierząt. I takie właśnie a’la z kamerą wśród zwierząt prowadzi codziennie ZOO w Warszawie. Na ich facebookowej stronie po godzinie 14 jest spotkanie ze zwierzętami i ich opiekunami. Całość trwa nie więcej niż 10 minut i wszystkie poprzednie transmisje też są dostępne. Juniorce najbardziej podobało się spotkanie z arami hiacyntowymi i gorylem Bwaną pijącym na kolację kompot żurawinowy z butelki 😉 Dowiedziałyśmy się, że hipopotamy tęsknią za zwiedzającymi bo stały się mniej aktywne, natomiast gorylom lubiącym spokój wokół siebie obecna sytuacja wychodzi na dobre. I tak od tygodnia z przyjemnością podglądamy zwierzaki. Dziś ma być spotkanie z wydrami, surykatkami i lwami. Widziałam też, że inne ZOO też poszły podobnym do warszawskiego tropem. Fajna sprawa 🙂

4:20

Jedno głosowanie i już wstaliśmy w innym kraju niż się położyliśmy. Całe to gadanie o woli suwerena… I co o tym suwerenie tak naprawdę myślą? Już chyba nikt nie powinien mieć wątpliwości.

10 maja NIE idę na wybory. I żyć w takim kraju, w którym obywatel nic nie znaczy też się odechciewa…

wyboryscreen
źródło: Internet

Odmienione świętowanie

celebration
TheDigitalArtist/pixabay

Za miesiąc Juniorka będzie obchodzić urodziny. Zawsze to było wielkie rodzinne wydarzenie, ale w tym roku wątpię by mogło odbyć się w terminie. Termin w sali zabaw dla świętowania w przedszkolnym gronie mamy zarezerwowany, zaliczka wpłacona, zaproszenia w domu… jeszcze się nie orientowałam jak to będzie z przekładaniem terminów… Nie mam też jeszcze dla niej prezentu… Ale nasze urodziny to nic w porównaniu z zaplanowanymi na ten czas chrzcinami, weselami, komunie przełożone (ale co z ewentualną rezerwacją sal?) . Tymczasem za pasem Wielkanoc i powiem szczerze, że nie będziemy w tym roku robić nic wielkiego. To, że nie spotkamy się z rodziną to oczywiste, ale też ilość smakołyków ograniczymy do minimum. I mam nadzieję, że rodaków również nie ogarnie świąteczny szał i nie staną w kolejkach po wszystko. Może wreszcie dostrzeżemy prawdziwą istotę Świąt, a nie tylko sprzątanie i gotowanie…

Krankenhaus

szpital
Peggy_Marco/pixabay

Chociaż niemieckiego uczyłam się krótko (jak tylko był wybór to zmieniłam na inny) i choć to niezbyt przyjemny dla ucha język to wyraz Krankenhaus brzmi dla mnie lepiej niż szpital. Krankenhaus to taki zlepek wyrazów krank (chory) i haus (dom). Jakby miło dla ucha jednak nie brzmiał to mam ogromną awersję do szpitali. Gdy byłam tam ostatnio na małym zabiegu chirurgicznym to czułam się niestety jak persona non grata, przyszłam i zawracam głowę… chociaż ani razu nie zawołałam nikogo z personelu. Z tego też powodu boję się zachorowania na Covid, bo obawiam się, że w zakaźnych obecnie może być jeszcze gorzej jeżeli chodzi o empatię. Pracownicy medyczni dodatkowo mają prawo bać się o siebie i o swoich bliskich. Ale nie trzeba mieć koronawirusa by w szpitalu poczuć się bardziej samotnym, odwiedziny zabronione… Współczuję kobietom, które miały zaplanowane porody rodzinne, które są zabronione. Dla mnie obecność Męża na sali porodowej było równoznaczne z większym poczuciem bezpieczeństwa. Jest mi niezmiernie przykro gdy czytam o apelach rodziców dzieci przebywających w szpitalach skierowanych do Ministra Zdrowia by wydano pozwolenie na stałe przebywanie jednego rodzica wraz z dzieckiem. Kilkulatek sam w szpitalu to ogromna trauma… eh, jakie to wszystko trudne się zrobiło… 😦

Byłam dziś na zakupach w maseczce i rękawiczkach. Nie czułam się w tej maseczce komfortowo. Okulary zostawiłam w samochodzie bo każdy oddech w maseczce sprawia, że zaparowywują… Ale na szczęście ludzi w maseczkach było więcej niż w zeszłym tygodniu. I ja będę nosić wpisując się w akcję „nie nosisz to roznosisz”.

Metoda zasłaniania oczu

niewidze
Alexas_Fotos/pixabay

Śniło mi się, że zwiedzaliśmy jakiś zamek… Pewnie pokutuje u mnie fakt zmarnowanych ferii i planów, które odbyć się nie mogły. Tylko jak to odosobnienia potrwa to według memów są dwie drogi w małżeństwach: albo się pomnożą albo rozwiodą więc my to się rozwiedziemy i żadnych zamków już wspólnie zwiedzać nie będziemy.

Nie mam natury optymisty więc nie jest mi łatwo. Staram się funkcjonować jak małe dziecko, które jak zasłoni oczy to już myśli, że go nie ma. Tak ja zamykam oczy i powtarzam sobie, że wszystko będzie dobrze, nie zaglądam za dużo do doniesień z Ministerstwa Zdrowia… ale z drugiej strony wiedzieć też trzeba. Wieczorami odkładam położenie się spać żeby przeciągnąć ten dobry dzień do oporu, bo jutro nie wiadomo co będzie… To jest moje zasłanianie oczu… żeby jak najdłużej zachować zdrowie psychiczne, o fizyczne dbam w pierwszej kolejności.

Ale jest też inne zasłanianie oczu – ignorancja. Wciąż mimo prawie tysiąca zakażeń są ludzie twierdzący, że co to jest na 38 milionowy kraj i po co ta panika. Tak… Włosi miesiąc temu też tak myśleli i dolce vita kwitło w najlepsze. A teraz każdego dnia umiera tam 3 razy więcej osób niż mieszka w mojej miejscowości! I dla mnie to akurat jasne, że musimy zrobić wszystko i jeszcze trochę by do podobnej sytuacji nie dopuścić!

Jest jeszcze sprawa maseczek, która mnie nurtuje. W Chinach maseczki były obowiązkowe (osoba bez maseczki na ulicy zostawała umieszczana w kwarantannie, o tym jak często Chińczycy dezynfekowali np. windy nawet nie wspomnę…). W Izraelu maseczki są obowiązkowe, w Czechach też (nawet uszytych samodzielnie, wirus ulega rozpadowi w 60 stopniach więc można je sobie odkażać). A u nas większość przekazu jest taka, że maseczki są dla chorych… Nie wiem, ja na następne zakupy idę w maseczce i rękawiczkach.

Terakowska

Pierwszy raz spotkałam się z twórczością Doroty Terakowskiej kilkanaście lat temu czytając Tam, gdzie spadają Anioły. Wtedy totalnie odpłynęłam pod wpływem tej książki. Kilka lat później przeczytałam W Krainie Kota. Aby sięgnąć po Ono miałam pewne… obawy. U mnie to jest tak, że na każdą książkę musi przyjść odpowiedni „czas”. Samotność Bogów kilkakrotnie rzucała się w oczy i na tym się kończyło. Było tak do 13 marca, kiedy to wychodząc z pracy (nie wiadomo na jak długo) rzutem na taśmę sięgnęłam na półkę właśnie po tą powieść. W tamtej chwili uznałam, że właśnie nadszedł jej czas. I faktycznie nadszedł.  Jak zwykle jestem pod wrażeniem wielowymiarowości, płynnego przechodzenia pomiędzy misternie zbudowanymi światami i magicznego charakteru, a jednocześnie napisaną tak swobodnym językiem. Ostatnie dwa rozdziały przepłakałam. Nie nad losami bohaterów, a nad Światem i ludzkością i nad trafnością konkluzji wyłaniających się z treści.

terakowska

A Ono i Poczwarkę z przyjemnością dodaje do mojej listy do przeczytania. Terakowska mnie „kupiła” 😉

Wirtualnie

Narracja zazwyczaj była inna, by od tego wirtualnego świata uciekać. Teraz rzeczywistość doprowadziła nas do tego, że wirtualny świat faktycznie sprawia, że możemy funkcjonować w miarę normalnie, że nie wszystkiego jesteśmy pozbawieni. Bo to już nie zabawa gdy życie, praca i nauka na dużą skalę przenosi się do sieci. Jesteśmy po pierwszym łączeniu się z przedszkolem poprzez aplikację, on-line było kilkanaścioro przedszkolaków. Jutro kolejne łączenie, teraz już z wydrukowanymi kartami pracy, które przesłała wychowawczyni. I jak na początku myślałam, że to zbędne to obserwując tą godzinę „spędzoną” z Panią i przedszkolakami stwierdziłam, że jednak będziemy się łączyć, by choć te 3 razy w tygodniu podtrzymać normalność. Dziś obejrzeliśmy transmisję organizowaną przez miejski teatr. Nasz teatr organizował niedzielne spotkania przy śniadaniu dla całych rodzin połączone z różnymi warsztatami. Teraz to niemożliwe, więc aktorka czytała fragment Opowiadań z Doliny Muminków, a później wraz z synkiem pokazywała dzieciakom jak łatwo wyczarować sobie, z tego co w domu, orkiestrę i pobawić się dźwiękiem. O tym, że dzięki współczesnym mediom można zadzwonić i zobaczyć przy rozmowie rodzinę nawet nie muszę przypominać. I nie raz jeszcze pewnie skorzystamy z prowadzonych transmisji czy uwalnianych materiałów bo wirtualny świat to także wiele ciekawych i wartościowych rzeczy.

social-media
geralt/pixabay

Ale… równocześnie zabieram się za czytanie Roku 1984 Orwell’a, która od jakiegoś czasu czekała na swoją kolej by poszukać ewentualnych analogii, odniesień, a może znaleźć zaprzeczenia. Zachęcona też cytatami z powieści zawartymi w jednym z postów na blogu erratadoswiata.pl uznałam, że nadszedł właściwy czas… A, że Folwark zwierzęcy to jedna z ciekawszych książek, jakie czytałam to i teraz liczę na sporo…

Akcja: zakupy

Dawno minęły czas kiedy większość gospodarstw domowych była w wielu kwestiach samowystarczalna. Teraz bez sklepów trudno zaspokoić podstawowe potrzeby. Nawet rolnicy nie są już tacy samowystarczalni jak jeszcze 30 lat temu, teraz jest specjalizacja, a nie wszystkiego po trochu. U nas też jedynymi zwierzętami gospodarskimi są kury, ale tylko po to żeby mieć zdrowe jajka. Zapasy w spiżarni jak to na wiosnę już też skąpe. Nowe dopiero zostanie posiane.

pomidorki
pomidorki wykiełkowały

I chciał nie chciał trzeba uzupełniać zapasy spożywcze. Staramy się kupować tak, żeby wystarczyło na tydzień. Wczoraj wypadł dzień wyjazdu na zakupy. Nawet ruch na drogach mniejszy, a przejeżdżając wiadukt nad A1 widzieliśmy w zasadzie same ciężarówki. Na wejściu do spożywczego dostępne do założenia rękawice foliowe, dobre i to. Ludzi było sporo. Niektórzy sprawiali wrażenie wyluzowanych, inni na totalnej spinie, ogólnie wszyscy unikali kontaktu wzrokowego. Nie wiadomo trochę jak się poruszać między alejkami, jak podchodzić do regałów, trochę tak jak złodzieje czający się na okazję. W drogerii papier toaletowy wrócił na półki, ale nadal nie ma żeli antybakteryjnych czy rękawic lateksowych. W sklepach cały czas starałam się pamiętać o tym, żeby nie dotykać twarzy czy brać tylko produkty, które znam bo czytanie składów, odkładanie i branie innego produktu nie ma teraz sensu. A także żeby poza domem najlepiej nie wyciągać telefonu. Nigdy przedtem nie kupowaliśmy w piątki tak dużo. Najchętniej w ogóle nie chodziłabym do sklepu, ale się nie da. Co do zakupów internetowych też mam pewną awersję, listonosz przyjechał w maseczce i rękawiczkach, ale kurier już bez niczego. Nic nie wskazuje na to, że to się szybko skończy, a ja nie mam dla Juniorki butów na cieplejsze dni, kapcie też ma tylko ciepłe filcowe, ubrań w nowym rozmiarze też ma mało…

A tu stan zagrożenia epidemicznego przekształcono w stan epidemii. Tradycyjne funkcjonowanie szkół zawieszone do Wielkanocy. I mimo, że to wszystko trwa dopiero od 1,5 tygodnia to czuje jak dopada mnie już kryzys. W miejscowości, z której pochodzę i w której do dziś pracuję jest potwierdzony przypadek choroby. I to wcale nie żadna metropolia, to tylko podmiejska wioska.

Design a site like this with WordPress.com
Rozpocznij