Usłyszałam wczoraj w radiu piosenkę „Angels” Morandi. I nagle boom, olśnienie, przecież ta piosenka była popularna 10 lat temu… dziesięć lat… dekada… O rany, taki szmat czasu… przecież ja nie czuję, że minęło już tyyle lat… W zasadzie wspomnienia z tamtego okresu nie są istotne na tym etapie mojego życia, które poukładało się zupełnie inaczej niż zakładałam wtedy i dobrze. Jednak to co działo się wtedy było ważne, chyba wtedy zaczęłam żyć naprawdę… i stąd ten sentyment…
p.s. po wczorajszym edytowaniu notki jeszcze jedna dygresja na temat suszy, dziś patrzyłam na drzewa i z niedowierzaniem zauważyłam spadające żółte liście, a to dopiero 11 lipca… smutne…