Gdy przychodzą upały przypomina mi się zwiedzanie Dubrownika w 2012 roku. Gdy dojechaliśmy na miejsce, samochodowy termometr wyświetlił jedyne 43 stopnie, co skwapliwie uwieczniliśmy na zdjęciu
otwarcie drzwi wiązało się z potężnym uderzeniem ciepła. Ale nic, z uśmiechem na ustach ruszyliśmy na zwiedzanie miasta. Kamienne uliczki aż lśniły w słońcu, co przyprawiało stare miasto o dodatkowy urok
i tak obeszliśmy miasto w żarze lejącym się z nieba, szukając zacienionych zakamarków (co też fajne bo człowiek znajduje miejsca mniej oblegane, a często bardziej klimatyczne), racząc się lodami i wypijając hektolitry wody marki Jana. Wracając do samochodu ciężko było podciągnąć się pod schody prowadzące do nowszej części miasta. Ale widok na górze rekompensował wspinaczkę wysokogórską 😉
W tym roku mam taki niedosyt lata, że upały mi nie przeszkadzają. Jedynie co to zbyt nagrzana sypialnia jest pewnym utrudnieniem. I Juniorki mi szkoda bo chodzenie w pampersie w tych temperaturach to jakaś makabra musi być.